Zagwiździe-sz z zachwytu


Nemo propheta in patria sua?
(Nikt nie jest prorokiem w swojej ojczyźnie?)

Jest w ewangelii święte zdanie,
Że ojczyzna proroka nie chce,
Który prawdę głosi kazaniem –
A nie prawi, co ucho łechce.

Lecz wielką ojczyzną jest taka,
Co przed swoim prorokiem klęka,
Który nosił pierścień Rybaka,
Dzierżąc ster łodzi Piotra w rękach.

Nie przyjdzie ta myśl tu nikomu,
Rodaka się wyrzec swojego:
Nasz prorok już w Ojca jest domu
Papieżem w koronie świętego.

(Joachim BD, 21.4.2014)



Ostatnia wieczerza

Mistrz malował Ostatnią Wieczerzę.
Na stole obrus czysty jak dusza,
A na nim chleby pachnące, świeże
I cisza, co do zadumy zmusza.

Będzie potrzebnych trzynaście twarzy –
Nie trudno je znaleźć w Mediolanie.
Zapełnia się ludźmi refektarzyk –
Sala biesiadna na dużej ścianie.

Lecz wciąż brakuje Arcykapłana.
Czy twarz taka się znajdzie wśród ludzi,
Twarz, co będzie świętością owiana
I szczery zachwyt sobą obudzi?

Znalazł się człowiek grzeczny, dostojny,
Z oczu tchnie dobroć, ba – świętość prawie,
Dla artysty cierpliwy, spokojny –
Malarz marzył o takiej postawie.

Na koniec zostawił twarz Judasza,
W której tragedia ma być widoczna.
Kto ma wzrok taki, który odstrasza,
W którym odbija się przeszłość mroczna?

Zwiedzał da Vinci ciemne spelunki,
Szukał zbójów, łobuzów i drani,
Tych, którzy spijają ostre trunki
I sławę swą zdołali złachmanić.

Spotkał łotra z językiem siarczystym,
Który ohydnie mu naprzeklinał,
Jednak przystał na słowo artysty,
Żeby pozować za bukłak wina.

Kiedy obraz Wieczerzy zobaczył,
Rzecze jakby rażony gromami:
Coś mi zaczyna w głowie majaczyć –

Ta niespokojna myśl mnie przestrasza –
Już tu siedziałem między uczniami,
Gdy Leonardo tworzył Mesjasza...


(Joachim BD, 13.4.2014)


Jeżelibyś mnie spytał...

Jeżelibyś mnie spytał, któryś jest na niebie,...
Czym być chcę, czego pragnę, a dasz mi od siebie,...
Czy mądrości tej, która wszelaki byt przewierci,
Czy złota albo władzy, która świat otworzy,
Czy życia, której ma wszelkiej oprzeć się śmierci, 
Czy sławy, która każdy mój oddech pomnoży?
Albo mocy ogromnej wydartej wieczności,
Nie zapragnąłbym również, choć szczęściem napawa - 
O jedno bym cię prosił: daj mi tej miłości
Przed którą niczym mądrość, moc, życie i sława.

(M. Braun) 


Adwent 2013

Adwentowe oczekiwanie

Cóż Ci mogę Jezu
ofiarować tego roku.
Małe wyrzeczenia,
drobne postanowienia.
Cztery tygodnie
adwentowego oczekiwania,
cztery stanowcze wołania.
I tydzień
Chodzenie na roraty.
II tydzień
Codzienna modlitwa rano i wieczorem.
III tydzień
Nie spóźniać się do szkoły.
IV tydzień
Picie herbaty bez cukru.
To taki mały podarunek
od nie zawsze grzecznej dziewczynki.
Czy go przyjmiesz, Jezu?
Proszę…


(Paulina Jakubczyk, uczennica)


DZIEŃ MATKI

W sercu już zawsze

Niejedno serce się przestraszyło,
Gdy zrozumiało raz o poranku,
Że drugie serduszko bić zaczęło,
Cicho i słabo, lecz bez ustanku.

Serce pod sercem przyjąć z radością,
Przez trzy kwartały życie mu dawać,
Odtąd je zacząć kochać miłością,
W matczynym kochaniu nie ustawać.

Potem je wziąć w mamine ramiona,
Pierwszych lat kilka pieścić serdecznie –
Być swoim dzieckiem uszczęśliwioną,
Jemu przy mamie jest najbezpieczniej.

Gdy potem duży, na własnych nogach,
Opuści człowiek matki ramiona,
Z Bogiem w świat pójdzie, czy też bez Boga –
Wciąż będzie go w sercu nosić ona.

Aż kiedyś jej serce bić przestanie,
Miłość zamieni serca rolami
Lecz stary człowiek sam nie zostanie –
On w swym sercu będzie nosić mamę.

(O. Joachim)





Poemat…

„Hosanna! Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie”.
W pejzaż zielonych oliwek, w ramy kwadratów miasta
Bóg oprawiony. Pamiętam ten dzień i rżenie osła.
W winnym oparze poranek. Cisza dyszała opasła.
Promienie - pamiętam - pluskały po płaskich dachach jak wiosła.
Niosło się dalej. Jak dziecko
dzień klaskał dłońmi kwiatów
i małą, zdziwioną owieczką
przebiegła cisza przez drogę.

A potem gwar się lepił, młodniały usta słońca,
unosił przestrzeń jak ogień
patos wezbranych oczu…

Przez mały pejzaż uliczek
kołysał się szary chód.
Jasny świt go wykrzyczał
w kamienny miejski chłód.

„Hosanna!” - wołali wesoło, zapalał się okrzyk i gasł.
„Hosanna!” - pamiętam, wołali, błyszczały noże palm
i coraz tłumniej wzbierało - wyrastał spojrzeń las,
a niebo rozgięło, z powrotem zginało błyszczącą stal.

„Hosanna! - wołali. Jak radość
rosła spiętrzona fuga.
„Hosanna!” - wołali - Panie,
płonącą ziemię ugaś”.
Przez głosy słyszał, jak płacze
miasto zdarzeń i klęsk
i huczą gwiazdy przeznaczeń
w zimnych korytach rzek.

(K. K. Baczyński, „Poemat o Chrystusie dziecięcym”)




Zrzucić głazy

Mieszkańcy Niniwy post ogłosili
I wszyscy oblekli się w wory:
Siedli w popiele, nie jedli, nie pili:
Chłopstwo i królewskie dwory.

Siedzieć w popiele z popiołem na czole
To post nic nie warty zgoła,
Gdy nadal się rzucam w grzechu niewolę,
Zła nie zamierzam odwołać.

Czyż to są posty, gdy stół się ugina,
A bożkiem brzuch najedzony?
Gdy żalu jeszcze nie przyszła godzina,
I nałóg nie porzucony?

Czym jest posępne oblicze, twarz smutna?
Myślisz, że to miłe Panu?
Inna jest szczera droga pokutna:
Droga miłości balsamu.

Jarzmo złamać, rozerwać zła kajdany,
Rozwiązać więzy niewoli,
Chleb z głodnym dzielić, ubrać nie odzianych,
Tułaczom w dom wejść pozwolić.

Jedni pościli w tygodniu dwa razy,
I dziesięcinę dawali;
Celnik chciał z serca zrzucić grzechów głazy -
Więc nad nim się Pan użalił.

(O. Joachim)




Gromniczna

O Panno prześliczna, gromniczna!
Pod ogień Twój święcony,
wiszący nad woskiem gromnic,
przez las kolący i wyjące wilki,
idę bez wszelkiej obrony:
Nie módl się, ani nie przyczyniaj,
ale tylko wspomnij!
Ty, coś rodziła Dziecię bez ognia i dachu,
a przez ucieczkę uszła od zamachu
i potem całe życie wyczekała w lęku
na Syna mękę…
Ty, coś chodziła między śmiertelnymi,
najbliższa ziemi i najdalsza ziemi,
mnie, płomienia szukająca w białych świecach,
od napadu zbójeckiego nie chroń,
ale mi gromnice dalekie w jutrznię
wyraźną rozniecaj,
nad mgłą szronu, nad zawisną między
chałupami sanną,
… I nie módl się, Najświętsza Panno,
Gwiazdo szczęśliwego, krótkiego konania,
nie módl się, Zorzo łask, nie osłaniaj,
tylko wspomnij.

(K. Iłłakowiczówna)




Moje dary

Gdy gwiazda na niebie wysokim
Rozjaśnia noc jak klejnotem,
Idą króle w odzieniu drogim
Z mirrą, kadzidłem i złotem.

W pokorze swe głowy skłaniają
Przed Dzieciątkiem, choć szli do Króla -
W pałacach Go nie oglądają.
Lecz w chlewie, gdzie wicher hula.

Za nimi cichutko ja czwarty
Kroki swe stawiam nieśmiało,
Wiem dobrze, żem niewiele warty:
Wszystko mi z rąk wyleciało.

Jakie dary złożyć Małemu?
Złą myśl, co w głowie się kręci?
Tak, oddam tę myśl Najświętszemu,
Niech mi ją wreszcie uświęci.

I słowa dam źle powiedziane,
Co serca bliźnich zraniły,
By Dziecku na ucho wyznane,
W piękną się mowę zmieniły.

W końcu moje czyny: dar trzeci,
Te, które złotem nie były,
Niech Józef, co przy Dziecku siedzi,
Wzmocni do pracy me siły.

Wtem patrzę - trzech mędrców już nie ma,
Do swych pałaców wrócili,
Ale ja z tęsknymi oczyma
Słucham Dzieciątka, co kwili.

Rozumiem serdeczne kwilenie -
Dziecię mnie sobą wzbogaca,
Obdarza mnie swym przebaczeniem
I pokój w sercu przywraca.

Dziś gwiazda mi z nieba znów świeci,
By moją rozświetlić drogę
Do mego Betlejem, gdzie Dziecię
Darami obdarzyć mogę.

(O. Joachim 6.01.2012)


Jasełeka przygotowane przez młodzież gimnazjalną
w 2009 roku

Bóg narodzi się

Nadziei blask aż po nieba kres
Wigilii czas, płonie światłem świec.
Poprzez ciszy mgłę z dala słychać śpiew
Dziś wszystkim z nas
Bóg narodzi się.

Życzenia szept mknie ku gwiazdom wprost
O dobry sen, o spokojny los
Teraz każda myśl
Jasna jest jak śnieg
Dziś wszystkim z nas
Bóg narodzi się.

Nie pytaj mnie jak wypada żyć
Nie wiele wiem, błądzę tak jak Ty
Wśród szaleństwa dni
Jak wytchnienia cień
Dziś wszystkim z nas
Bóg narodzi się.

Choć w sercu swym nosisz tylko lód.
Ten jeden raz, uwierz w prawdziwy cud
Gdy podniesiesz wzrok, nagle pojmiesz że
Dziś wszystkim z nas
Bóg narodzi się.

W stajence gdzie od pokoleń stu
Dzieciątka sen, wkoło świat bez chmur
Przez otchłanie lat, aż po czasu kres
Dziś wszystkim z nas
Bóg narodzi się.
Poprzez ciszy mgłę z dala słychać śpiew
Dziś wszystkim z nas
Bóg narodzi się.

(tłum. Jacek Skubikowski)




Adwentowy wieniec

W dni szare bezbarwnej zimy,
Gdy słońce świeci tak krótko,
Zielonym wiankiem stroimy
Mieszkanie, w którym cieplutko.

Na wieńcu są świeczki cztery,
Co cicho z sobą gadają.
Trzy smutkiem przejęte szczerym
Szybko płomyczka nie mają.

Pierwsza świeczka jest POKOJEM –
Jej światło trudno uchronić.
Że płomyk zgaśnie się boję,
I czarna noc nas zasłoni.

Druga – to jest ZAUFANIE –
Promyk ten bardzo wrażliwy.
Żywot jej szybko ustanie,
Kopcąc knotkiem frasobliwym.

Trzecia świeca jest MIŁOŚCIĄ –
Jej ogień stygnie, marnieje.
Gdy wkoło świat dmucha złością,
Oddaje ducha i mdleje.

Tylko jedna jeszcze płonie:
NADZIEJA, co nie umiera.
Mocno ją weź w swoje dłonie
I do dzieła się zabieraj.

Nadzieją pokój zapalisz,
Ufność obudzisz w człowieku,
Miłości płomień ocalisz –
Już nie zgasną na wiek wieków.

(o. Joachim)




Adwent

Życie składa się z czekania.
Czekamy na kogoś, na coś, na list, telefon,
na odpowiedź, wynik, uśmiech,
na słońce, deszcz,
na jutro, pojutrze, na wakacje, emeryturę,
na przyjście, odejście,
na śnieg, wiosnę, lato, jesień, znów na zimę,
na to, że się coś wydarzy, odmieni.
W tym nurcie naszych czekań są czekania na Boga,
który przychodzi do nas w swoim Słowie.
Czekamy na Jego narodzenie, na Wielki Post,
na Wielkanoc,
na Zesłanie Ducha Świętego i znów na Adwent.
Niech przychodzi i uczy nas radości życia,
optymizmu, dodaje sił.
Niech pokazuje, jak żyć i jak umierać…

Tylko ten się doczeka, kto czeka.
Tylko ten zobaczy, kto wypatruje.
Tylko ten usłyszy, kto nadsłuchuje.
Tylko ten otrzyma, kto prosi.
Tylko ten się zachwyci, kto tęskni.

 (ks. M. Maliński)



Chmury

Z opisywaniem chmur
musiałbym się bardzo spieszyć
już po ułamku chwili
przestają być te, zaczynają być inne.

Ich właściwością jest
nie powtarzać się nigdy
w kształtach, odcieniach, pozach i układzie.

Nie obciążone pamięcią o niczym
unoszą się bez trudu nad faktami.

Jacy tam z nich świadkowie czegokolwiek
natychmiast rozwiewają się na wszystkie strony.

W porównaniu z chmurami życie wydaje się ugruntowane
omal że trwałe i prawie że wieczne.

Przy chmurach
nawet kamień wygląda jak brat, 
na którym można polegać,
a one cóż, dalekie i płoche jak kuzynki.

Niech sobie ludzie będą jeśli chcą,
a potem po kolei każde z nich umiera,
im, chmurom nic do tego.

Nad całym twoim życiem
i moim, jeszcze nie całym,
paradują w przepychu jak paradowały.

Nie mają obowiązku razem z nami ginąć.
Nie muszą być widziane żeby płynęły.

(Wisława Szymborska)


Mgła

Blady brzask późno budzi
Mokrych łąk śpiące trawy,
Nie widać żadnych ludzi,
Na ścieżkach mokrych, mgławych.

Z bieli, co świat otula
Cień się szary wyłania,
To nie dziad, nie babula:
Gołe drzewo się kłania.

Zrzuciło liści szatę,
Co złotem w trawie leży.
Nie ma tego za stratę,
Już nie chce tej odzieży.

Ostatnie kwiatki lata
Nad brzegiem stawu stoją,
na kwiatach pająk splata
srebrzystą nitkę swoją.

Nie złapie muchy w sieci,
Już na niej mgła planuje
Kropelek sznur rozwiesić,
Co pięknem swym czaruje.

Ja dalej kroki stawiam,
Choć nie wiem dokąd idę.
Mgły białej się obawiam,
W niej drogi mej nie widzę.

Nie widzę drzew ni ludzi
Ja ślepiec z ewangelii.
Czy warto Mistrza trudzić?
Czy krzyczeć się ośmielić?

Więc na cały głos wołam,
Zląkłem się swego wrzasku.
Czy doczekać się zdołam
Dla oczu moich brzasku?

 (O. Joachim)



Ziemia rodzinna

Kocham wiosenne słońce,
Kocham kaczeńce na łące,
Kocham śpiew skowronków
I bzyczenie bąków.

Lubię słuchać jak kukułka kuka, 
Lubię słuchać jak dzięcioł stuka, 
Lubię słuchać jak bocian klekoce,
I wieczorem żaba rechoce.

Podziwiam wiatr, który goni chmury deszczowe,
Podziwiam łany szumiące, zbożowe,
Podziwiam spokój i ciszę w dąbrowie
I zielone, nad stawem sitowie.

Uwielbiam zapach jaśminu i bzu,
Śpiew słowika, który śpiewa mi do snu,
Uwielbiam kasztany brązowe,
I leśne kwiaty wrzosowe.

Kocham wszystko, co wokoło widzę, 
Kocham ziemię tę, po której chodzę,
Bo ta ziemia, to mój skrawek ukochany
I po śmierci w niej będę pogrzebany.


Zagwiździe, widok na zabytkowe budynki dawnej młotowni


Jaworze rodzinny

Jaworze rodzinny, dawno już wycięty
Coś się niby obłok kołysał nade mną
Drzewo me dziecinne, coś swym liściem świętym
Żegnało mnie kiedyś, gdy ruszałem w ciemność
Drzewo święte
Drzewo ścięte
Z krajów zapomnianych
Bądź mi czyste
I ojczyste
Znowu przypomniane
Choćby cię ścinano co rok
Co dzień, toporami
Kiedy nasza przyjdzie pora
Zaszumisz nad nami
Do kogo powrócę, gdzie poszukam cienia
Kiedy czas nadejdzie, żeby się położyć
I poczuć jak twarda pod plecami ziemia
I spojrzeć w obłoki, niby w słowo boże
Drzewo święte
Drzewo ścięte
Z krajów zapomnianych
Bądź mi czyste
I ojczyste
Znowu przypomniane
Choćby cię ścinano co rok
Co dzień, toporami
Kiedy nasza przyjdzie pora
Zaszumisz nad nami
(Ernest Bryll)

Pokój, zapomniany cmentarz

Panie, który jesteś

Panie, który patrzysz na mnie okiem księżyca.
Panie, który na mnie patrzysz przez słońce.
Panie, który jesteś i śmiercią i życiem.
- Gwiazdy to Twe łzy błyszczące.
Panie, który w rękach masz ogień pożogi
Tyle razy, tyle razy Cię prosiłem:

Daj mi jeszcze odpocząć na ziemi,
Nim zobaczę światełko w mroku.
Zanim dojdę do Twojej sieni.
Zanim będę miał wieczny spokój.
Daj mi tutaj raju spróbować.
Na tej ziemi, co jęczy w znoju.
Raju chwilę! A potem mnie prowadź
Do Twoich niebieskich pokojów.

(Radosław Figura)

Zagwiździe, arkadowy podcień nad wejściem do kościoła